piątek, 12 lutego 2016

Strach się bać!

Zawsze zastanawiałam się, skąd ludzie czerpią pomysły na przerażające sceny w filmach grozy, skąd te nieprawdopodobne sposoby na uśmiercenie bohatera, jak, na przykład, w "Oszukać przeznaczenie". 
Teraz już wiem. 
Twórcy pewnie są rodzicami.
Serio.

Każdego dnia łapię się na tym, że mózg w nieoczekiwanych momentach podsuwa mi najdziwaczniejsze sytuacje, w których przez moje niedopatrzenie leją się krew i łzy. 
Kiedy trzymam Młodego na rękach w pozycji horyzontalnej i przechadzamy się po mieszkaniu, za każdym razem, gdy mijamy jakąś framugę lub ścianę, moja galopująca wyobraźnia podsuwa mi obraz, jak głową Młodego zahaczam o klamkę albo ryję czubkiem głowy po cegłach w przedpokoju.
Kiedy siedzi w kojcu, a ja w tym samym pokoju na krześle, od razu widzę jak się przewraca i uderza skronią o drewno. 
Leżąc na łóżku, pewnikiem się sturla na podłogę i połamie. 
Siedząc w wysokim krzesełku do karmienia tak się poruszy, że się przewróci. 
Obcinając paznokietki, z pewnością się szarpnie i obetnę palucha.
Główka pracuje i poci się od wymyślania coraz bardziej zatrważających kadrów, ale dzięki temu jestem bardziej uważna.
Kiedy chodzimy, biorę poprawkę na niespodziewane ruchy, pilnuję kończyn i głowy Młodego. 
Kiedy siedzi i się bawi, na wszelki wypadek rozrzucam większe pluszaki w miejsca, gdzie potencjalnie jego głowa może spotkać się niespodziewanie z podłożem. 
Kiedy kładę Młodego na łóżko, to tak, żeby był daleko od jego krawędzi i żeby nawet zmieniając pozycję z leżenia na plecach do hasania na brzuchu nie miał szans spaść. Przy okazji zawsze skanuję każdą przestrzeń w poszukiwaniu i eliminowaniu potencjalnie niebezpiecznych przedmiotów, żeby zminimalizować szanse na zjedzenie czegoś przez Szkraba. To akurat efekt uczenia się na błędach, bo kiedyś zostawiłam na łóżku paczkę chusteczek nawilżanych, poszłam umyć ręce, a kiedy wróciłam, Młody magicznym sposobem otworzył sobie paczuszkę i przeżuwał zawartość. Także tego... 
I pomyśleć, że jeszcze pięć miesięcy temu moim największym zmartwieniem było tylko to, czy nie zasnęłam z dzieckiem na rękach. Ileż to razy budziłam się w nocy przeświadczona o tym, że w trakcie karmienia zasnęłam i nie odłożyłam syna do łóżeczka. I jakież było moje zdziwienie, gdy okazywało się, że w rękach trzymam własne piersi, a bobas smacznie śpi w bezpiecznym miejscu. (Zdziwienie tym większe, że do tej pory nie było nawet co w tych rękach trzymać.. ;-) )
Teraz muszę mieć się ciągle na baczności, bo z Kuby rośnie mały magik. Leży na łóżku, machnie rączką i bach! już coś w niej trzyma. Machnie drugą rączką i bach! znalazł gryzaka, którego szukałam od kilku godzin... 

Kiedyś trzeba było bronić dzieci przed drapieżnikami, dzisiaj - przed brakiem wyobraźni i nadmiarem otaczających przedmiotów.

Nie uchronię Maleństwa przed wszystkimi wypadkami i przykrymi zdarzeniami, ale mogę przynajmniej ograniczyć ilość takich sytuacji do minimum. 

Aż się boję pomyśleć, co to będzie, jak dziecię zacznie raczkować/chodzić...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz