sobota, 9 stycznia 2016

Oh what fun it is to ride...

Zima zaskoczyła mieszkańców Łodzi. Kilka niepozornych płatków śniegu zamieniło się w zamieć i pokryło pokład białym puchem. Od razu, jak to przy takiej pogodzie, zaroiło się od bałwanów. I bałwanów.
Odezwała się Sąsiadka. Mamy do siebie daleko, bo caaałe szesnaście stopni po klatce schodowej, więc dzwonimy i piszemy do siebie SMS-y. Zapytała, czy mielibyśmy ochotę wybrać się następnego dnia razem z nimi i ich rocznym synkiem na saneczkowe szaleństwo na osiedlową górkę. Ona wie, że nasz Szkrab jest jeszcze mały, ale może my, rodzice, chcielibyśmy sobie przypomnieć, jak się jeździ.
Odpisałam, że nie mamy sanek, ale coś się wymyśli i nie wiem, co na to moi Mężczyźni, ale ja się piszę. Nóżki już same zaczęły przebierać na myśl o zjeździe z górki na "beleczym.", a w głowie zrobiłam szybki przegląd garderoby pod kątem zjeżdżania. Sąsiadka odpowiedziała, że ma nadzieję, że się nie wymigam, na co zripostowałam, że nie mogę przegapić okazji zobaczenia Sąsiadki na sankach w akcji.
Wymieniałyśmy się wiadomościami przez pół dnia, bo wiadomo, jak to z korespondencją przy dzieciach, czasami napisanie jednego SMS-a trwa godzinę, z pięcioma przerwami po drodze.
Tak się nakręciłam na saneczkowanie, że wieczorem, po nakarmieniu dziecka i upewnieniu się, że niczego mu nie brak, wyskoczyłam do Tesco na rozeznanie w asortymencie sankopodobnym, ale wszystko, co znalazłam, było zdecydowanie za małe na moje poślady.
Sąsiadka napomknęła, że ma jakieś jabłuszko do zjeżdżania, więc ewentualnie będziemy się wymieniać. Zawsze w takich sytuacjach można skorzystać też z wora na śmieci, więc uspokojona, że jestem zaopatrzona we wszystko, co potrzebne, poszłam spać i chyba nawet śniłam o śniegu.
Rano obudziłam się z uśmiechem na twarzy, wstałam do kuchni, spojrzałam w okno, skąd mam widok na górkę, a tam... czarno, jak w... no w miejscu, gdzie jest czarno. Po śniegu zostało tylko wspomnienie i smutne, brudne, zniekształcone bałwanki.
Do tego Sąsiadkę dopadło jakieś choróbsko i ostatecznie moje zimowe szaleństwo ograniczyło się do przebijania się z wózkiem przez kałuże i mokre resztki śniegu, zalegające w najmniej spodziewanych miejscach.
Zima znów zaskoczyła i to w ciągu dwudziestu czterech godzin...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz