niedziela, 17 stycznia 2016

Poszli my na basen

W czasie ciązy byłam może ze trzy razy z bęcem na basenie.
Jak tylko malutki się urodził, Mąz już nie mógł się doczekać, kiedy Syn będzie miał skończone dwanaście tygodni i pójdą razem na basen obczajać foczki.
Niestety, musieli wziąć pod uwagę fakt, że jedną foczkę, a w zasadzie krówkę, będą musieli wziąć ze sobą. Nie mogłam się doczekać wejścia do wody bez brzucha i zrelaksowania się podczas pokonywania kolejnych długości.
I tak, we trójkę wybraliśmy się na basen. Wolny termin zajęć wypadł na 10:30. Spoko, wyrobimy się, pomyślałam.

Za pierwszym razem przyjechaliśmy na miejsce o 10:22.

Szybka akcja pod tytułem "bierzemy kluczyki i biegiem do przebieralni" trochę nam się opóźniła, bo  trzeba było zrobić przystanek w szatni, a poza tym okazało się, że mam zablokowaną kartę benefitową. Na szczęście, Mąż wszedł na swoją, a ja jako opiekun dziecka na zajęciach na kartę syna.
Przemknęliśmy przez bramkę i wpadliśmy do przebieralni. Tam zhaltował nas pan konserwator powierzchni płaskich i zawrócił, bo wpadliśmy w butach.
Musiałam wszystko wyrzucić z plecaka na podłogę, bo klapki włożyłam na dno. Znalazłam klapki, upchnęłam wszystko z powrotem do plecaka, po czym znowu musiałam wywalać, bo swimmersa i ręcznik dla Młodego upchnęłam na dno. Synek w tym czasie smacznie spał w nosidełku, ululany przez jazdę samochodem i dopiero postawiony na podłodze przy szafce, obudził się.
Szybko przebrałam siebie i Szkraba, i przekazałam kursanta na ręce Taty.

Szkrabiński przez całe zajęcia był trochę zaspany i zdziwiony. W ogóle nie interesowały go kolorowe zabawki rozrzucone w wodzie, za to fascynowało go światełko podświetlające basen. Stwierdził też, że kolor wody mu nie pasuje i co jakiś czas ubarwiał ją serkiem z buzi.
Pół godziny zajęć minęło nie wiadomo kiedy (ale wiadomo dlaczego nam akurat tak szybko).
Tata poszedł pod prysznic z Maluchem, a ja pobiegłam się ogarniać, żeby przygotować rzeczy dla Synka. 

Jak już wspomniałam, dziecko na basenie potrzebuje jedynie swimmersa, czyli pampersa do pływania i ręcznik, żeby maleńkie ciałko opatulić po wodnych harcach. Natomiast po basenie matka dla dziecka potrzebuje:
- co najmniej trzy pampersy (dla normalnej matki wystarczy jeden, ale mi dużo rzeczy wypada z rąk);
- ciuszki na zmianę co najmniej dwa zestawy (jak wyżej);
- flanelcię albo ręcznik, żeby maluszka położyć na przewijaku;
- ręcznik na zapas, jeśli pierwszy zostanie brutalnie obsikany/obrzygany/ubrudzony;
- smarowidło do pupy;
- żel pod prysznic;
- patyczki do uszu;
- zabaweczkę;

Oczywiście, do tego moje rzeczy na basen. Plecak jęczał jak go pakowałam, bo się uparłam, że nie będę jeździć z dwiema osobnymi torbami.
Pływaczek też jęczał, a w zasadzie ryczał w przebieralni, bo mu się przypomniało, że jest głodny. Miałam nieco utrudnione zadanie, żeby przebrać Syna, bo sama jeszcze byłam w proszku, ale na szczęście do akcji wkroczył Tata i kiedy on próbował wynegocjować u Kuby trochę czasu dla mnie, ja czym prędzej się ubrałam. Udało mi się nawet trochę wysuszyć włosy.
Przy okazji miałam możliwośc przetestowania wariantu ubierania  zimowych butów z dzieckiem na rękach. Takich akrobacji nawet w cyrku nie zobaczycie. Pani obok i jej córcia na składanym leżaczku pewnie miały niezły ubaw z naszego duetu. 
Upocona, ale z butami na nogach, wyprułam z przebieralni i poszłam szukać ustronnego miejca, żeby nakarmić Maluszka. Udało się. Razem z dwiema innymi karmiącymi piersią mamami zaległyśmy na wielkim skórzanym narożniku usytuowanym w kącie. 
Dosiadła się do nas również mała, urocza Zosia, która próbowała nakarmić Szkrabińskiego swoim hot-dogiem. Podziękowałam za hojność w imieniu mojego trzymiesięcznego, bezzębnego ssaka, choć nie ukrywam, że przez chwilę sama miałam ochotę rzucić się na podtykaną przekąskę, bo z domu wypadłam bez śniadania.

Oczywiście, podczas pobytu na basenie, nie przepłynęłam ani jednej długości, a w wodzie byłam może ze trzy minuty. Przez resztę czasu biegałam z aparatem i robiłam zdjęcia tudzież kręciłam filmiki z moim wspaniałym Wodnisiem w roli głównej i Szuwarkiem w roli wspierającej.

Był to nasz pierwszy wypad na basen we troje, więc panował chaos, armagiedon i totalne zniszczenie, bo nie mieliśmy dobrego pomysłu logistycznego.

Za drugim razem poszło nam zdecydowanie łatwiej.

Zapomniałam plecaka.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz